Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Dzisiaj chyba będzie krótko, ale dość przygnębiająco. Tak mi się wydaje.
Wstałam zmęczona, bo dalej przez stres bardzo kiepsko śpię. Wyszłam z psem na dwór i bardzo zdziwił mnie alert pogodowy ostrzegający przed burzami i nawałnicami. Było bardzo ciepło i pogodnie dlatego myślałam, że coś się komuś pomyliło. Ale nie. Nawałnice nękały nas cały poranek włącznie z burzami i to było tak srogo, że w pracy doszło do kilku uszkodzeń w infrastrukturze magazynu.
W pracy na samym jej starcie byłam bardzo zdziwiona, bo było mało pracy. W sumie mnie to ucieszyło, bo miałam wielką nadzieję na spokojny dzień. O ja głupia. Punkt 6:20 przyszła do mnie doświadczona pracownica, że miała spięcie z nową pracownicą, bo próbowała jej wytłumaczyć proces kompletacji zamówień i ta nowa tak się na to obraziła, że wyszła z magazynu. Zagotowałam się, ale chcąc nie chcąc poszłam jej szukać. Znalazłam ją w szatni całą zaryczaną razem z koleżaneczką, która próbowała na mnie wrzeszczeć, że one odchodzą z pracy. Zagotowałam się jeszcze bardziej i kilkoma szybkimi tekstami bardzo szybko usadziłam zadymiarę i próbowałam ustalić co się właściwie stało, no bo znałam tylko jedną wersję zdarzeń. Dodam, bo to istotne, że pani płacząca jest jakoś po czterdziestce. Niestety nie dowiedziałam się nic, bo baba ciągle płakała, a druga pohukiwała, że "jak ta odchodzi to ja też". W końcu powiedziałam basta i króciutko, skoro takie jest Wasze marzenie to zapraszam do biura, podpisujemy dokumenty, robimy całą procedurę offboardingu i się żegnamy. No i paniom zmiękła rura. Z racji tego, że mamy bardzo duże braki kadrowe kierowniczka za moim pośrednictwem [bo nie było jej jeszcze w pracy] zaproponowała im przejście na drugą zmianę, aby nie musiały pracować na naszej z problematyczną dla nich osobą. Zgodziły się, bardzo podziękowały i przepraszały za wszystko. Uważam, że ten ruch to totalny błąd, bo skoro ktoś robi takie dymy w drugim dniu swojej pracy to ja nie chcę myśleć co zrobi po kilku miesiącach pracy, kiedy poczuje się pewnie. Po całej dramie odesłałam panie do domu, bo po prostu nie chciało mi się z nimi szarpać i wróciłam na magazyn. Byłam totalnie zagotowana i miałam dosyć. Zawsze jak się dzieje jakaś drama to jestem sama na magazynie, ale te dymy przekroczyły moje najśmielsze oczekiwania. Porozmawiałam jeszcze raz z pracownicą, która była w tę dramę uwikłana plus porozmawiałam z innymi pracownikami i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że ona nie zrobiła absolutnie nic złego i zatrzymywanie tych dwóch larw było błędem. Stay tuned, bo czuję, że jeszcze o nich nie raz napiszę. Praca przebiegała całkiem sympatycznie dopóki nie dostałam wezwania na rozmowę do zastępcy kierownika. Towarzyszyła mi moja kierowniczka. Nie pisałam o tym chyba, ale od kilku dni jestem obrażona na tego gościa. Bardzo po chamsku mnie potraktował kiedy ja do niego coś mówiłam, a on machnął na mnie ręką i po prostu sobie poszedł burcząc coś pod nosem. Strasznie mnie to wnerwiło. Od tamtej pory totalnie z nim nie rozmawiam, wykonuję polecenia i nic się nie odzywam w jego obecności. No i wracając zostałam wezwana na to spotkanie i byłam ciekawa o co chodzi. Pierwszą informacją było to, że na pewno zostanie mi przedłużona umowa o pracę, bo aktualna kończy się na początku sierpnia. Dostanę umowę na 21 miesięcy. Jeśli w trakcie tego okresu będę potrzebowała umowę na stałe to się o to postarają. Ucieszyło mnie to, bo 21 miesięcy to długo i fajnie. Bałam się, że rzucą jakiś ochłap na pół roku czy rok. No i drugi temat to był temat mojego focha. Zastępca kierownika zapytał co się dzieje, więc mu powiedziałam, że potraktował mnie z totalnym brakiem szacunku i dlatego jestem zła. Niestety do tego człowieka nic nie dociera i on się kompletnie nie nadaje na swoje stanowisko. Ja bym w życiu swojemu podwładnemu nie powiedziała, że jakieś moje nieodpowiednie zachowanie wynikało "ze złego dnia", a ja właśnie taką odpowiedź usłyszałam. Dostałam przeprosiny i prośbę o to, żeby zacząć od pustej kartki. Przystałam na to, ale i tak gościa nie lubię i wiem, że współpraca nam się nie ułoży. Ta rozmowa tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że jego obecność na tak strategicznym dla firmy stanowisku jest żartem i nie wiem czym się kierowano przy jego wyborze. Dramat. Na szczęście reszta dnia w pracy minęła już spokojnie i o 14 mogłam z niej wyfrunąć jak skowronek.
Wróciłam do domu, trochę się pokręciłam i pojechałam na terapię. Przed terapią spotkałam mojego terapeutę indywidualnego i powiedział mi, że już 13 sierpnia zaprasza na terapię pogłębioną. Rozpisał mi też na kartce kiedy są grupy. Trochę się stresuję, bo będzie to dla mnie nowe doświadczenie, ale z drugiej strony już nie mogę się doczekać. Nowe tematy, nowi ludzie, a nie te stare, odgrzewane kotlety, które przerabiam już któryś raz na terapii podstawowej. Potem zaczęły się zajęcia i byłam nimi totalnie zdegustowana. Omawialiśmy bardzo ciekawy temat czyli RET. Czy może raczej REBT jak to w oryginale była ta technika nazwana jeśli dobrze pamiętam. W skrócie chodzi o to, że swoim sposobem myślenia na temat danego zdarzenia mamy realny wpływ na to co czujemy i jak się czujemy. Np. jeśli stoję w korku to mogę myśleć o tym jak beznadziejnie marnuję czas i czuć przy tym złość, wściekłość etc., a mogę pomyśleć, że to normalne, że w mieście są korki, a ja mogę ten czas wykorzystać do posłuchania muzyki lub ciekawego podcastu i czuć zrozumienie, spokój. To tak w wielkim uproszczeniu. No i mieliśmy takie zadanie, że musieliśmy wybrać sobie jedną sytuację z życia i opisać ją na dwa sposoby. Raz myśląc właśnie bardzo negatywnie i rozkręcając w sobie nieprzyjemne uczucia, a dwa myśląc mniej negatywnie i próbując uzyskać balans. No i się zaczęło. 90% grupy w ogóle nie ogarnęło o czym jest temat i dla przykładu jak gość napisał, że się wkurzył na kogoś tam i rzucił w niego bułką to nie dyskutowaliśmy o tym czy dobrze napisał zadanie, czy dobrze sobie radzi z emocjami, jak powinien się do siebie zwracać tylko rozmawialiśmy o tym czy rzucanie bułką to agresja czy nie. Albo laska jako przykład w ogóle od czapy podała konflikt małżeński o kipiące mleko i nie mogła zrozumieć, że w tej metodzie nie chodzi o to, że mamy dawać sobą pomiatać tylko o to, żeby nauczyć się pracować z własnymi emocjami. Strasznie się wkurzałam i mam poczucie totalnie zmarnowanego czasu. Naprawdę nie mogę się doczekać terapii pogłębionej.
Po terapii pojechałam do wujka mechanika, bo.. werble.. dawno tego nie było.. mam problem z autem. A konkretnie to wydaje mi się, że z łożyskiem chociaż nie wiem, nie jestem mechanikiem. Tak mi się wydaje, bo dźwięk wydawany przy skręcaniu bardzo mi przypomina dźwięk jaki już kiedyś słyszałam, kiedy właśnie łożysko miałam do wymiany. Jestem tym faktem bardzo zmartwiona, bo jak wiadomo moja sytuacja finansowa jest zła i to nie jest odpowiedni moment na wydawanie pieniędzy na naprawę auta, ale co poradzić. Jak chce się wozić tyłek to czasem trzeba płacić. Wujek nie miał dzisiaj czasu zerknąć, bo był zawalony robotą dlatego umówiliśmy się na jutro wieczór, że do niego podjadę i zajrzy co tam się dzieje. Cieszę się, że go mam, bo wiem, że mogę mu zaufać i moje auto jest w dobrych rękach, a do tego nie zbankrutuję.
Wróciłam do domu i nastąpił najcięższy moment tego dnia. Zadzwoniłam do przyjaciela prawnika z prośbą o pomoc w rozwiązaniu problemu ze skarbówką. W skrócie chodzi o to, że w 2020 roku dorabiałam sobie na Uberze. Nie dopilnowałam tematu, że nie dostałam PITu od jednej z firm. Nie zwróciłam na to kompletnie uwagi, bo zawsze rozliczam się online, więc tylko robię dwa kliknięcia i tyle. Nie wnikałam nigdy w dokumenty dołączone do wniosku. No i przypadek sprawił, że wyłapałam ten brak dokumentu sprzed czterech lat. To nie jest duża kwota, ale nie jestem w stanie jej dokładnie oszacować. Wydaje mi się, że jest to 500 - 800 zł, ale muszę zadeklarować ponad 3000, bo takie mam wpływy na konto z tej firmy. Ogólnie sytuacja jest bardzo trudna, bo nie mam nawet NIPu tej firmy, która mnie zatrudniała, bo po prostu nie mam umowy z tamtego okresu. Napisałam do tej firmy i nawet rozmawiałam z babskiem, z którym rozmawiałam cztery lata temu, ale umyli ręce, założyli nową spółkę i kazali mi się bujać. Żeby było jeszcze śmieszniej to pomyślałam sobie, że może z pomocą ZUSu wyciągnę NIP tej firmy, więc zamówiłam zestawienie składek z 2020 i co? I okazało się, że do ubezpieczenia zgłosili mnie z jeszcze innej spółki niż miałam podpisaną umowę. No to jest jakiś absurd. Nie mam pojęcia jak ta sprawa się skończy. Bardzo się boję, że zostanę bardzo ukarana. Jeszcze bardziej boję się tego, że jak zaczną grzebać w moich podatkach to dokopią się do jeszcze jakiś uchybień. Zawsze starałam się być bardzo skrupulatna i uczciwa, ale wiadomo jak to czasem bywa. Prawdopodobnie pójdziemy w czynny żal, bo to raczej jedyna metoda, żeby jakoś z tego wyjść, ale jutro jeszcze dostanę potwierdzenie, ponieważ przyjaciel ma się skontaktować ze swoim kumplem, który siedzi stricte w prawie podatkowym. Nie sądzę, żeby czynny żal miał prawo zadziałać po czterech latach dlatego jestem przerażona. I zła na siebie, że przez swoje niedbalstwo wywołane chlaniem nie pilnowałam kompletnie swoich spraw i teraz jestem w gównie po uszy, bo z jednej strony ZUS, z drugiej skarbówka. Dramat.
Wieczorem nie robiłam nic. Chwilę pooglądałam YT i idę spać, bo jestem wykończona tym dniem. Bardzo chciałabym dzisiaj spokojnie zasnąć, ale przez nadmiar emocji czuję, że może być z tym ciężko. Bardzo się staram naprostować swoje życie, ale co rusz wychodzą jakieś rzeczy z przeszłości i nie pozwalają mi żyć pełnią życia w teraźniejszości. To boli. To po prostu boli.
Zawsze jak zaznaczam na początku wpisu, że będzie krótko to się potem rozwijam w nieskończoność i to kolejny wpis, który potwierdza tę tezę.
Do jutra.