Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Wiem, że teraz napiszę coś zaskakującego, ale obudziłam się mega wyspana. Nie pamiętam kiedy ostatni raz obudziłam się wręcz z uśmiechem na twarzy, bo po prostu byłam wypoczęta. Na uwagę zasługuje fakt, że dość późno zasnęłam i musiałam się wesprzeć aż dwiema tabletkami hydroksyzyny, ale naprawdę odpoczęłam. I fajnie.
Wzięłam długi prysznic, zjadłam owsiankę na śniadanie i czekałam na rodziców, bo mieliśmy wspólnie pojechać do babci i dziadka. Było u nich naprawdę fajnie, ale złamałam swoją dietę i zjadłam trzy kawałki ciasta. Nie mogłam się oprzeć. Postanowiłam jednak się rozgrzeszyć, bo dokuczały mi głody alkoholowe, a na to słodycze sprawdzają się wyśmienicie.
Po wizycie u babci i dziadka pojechaliśmy do Biedronki, bo i ja i rodzice musieliśmy zrobić zakupy. U mnie było to skromne zapotrzebowanie na serki wiejskie i banany, a także paczkę pierników. Będę się smażyć w piekle za to podjadanie na diecie. Tata zaproponował, że może zrobię sobie jakieś duże zakupy i oni za to zapłacą, ale uprzejmie im za to podziękowałam. Nie miałam takiej potrzeby, a nie chcę na nich żerować. To byłoby strasznie nie fair. Poza tym trochę kasy jeszcze mi zostało. Pomimo złej sytuacji finansowej staram się sobie radzić jak umiem. Poza tym moja dieta nie jest droga, jem takie produkty jak twarogi, serki wiejskie, płatki owsiane, więc naprawdę wiele mi nie potrzeba.
Po powrocie do domu siadłam do kompa i w sumie dzień nie wiem na czym mi przeleciał. Obejrzałam jeden meczyk CSa, a tak to wertowałam internet bez większego celu i sensu. W międzyczasie oczywiście pisałam też dzienniczek na terapię o tym jak mija mi dzień.
Na wieczór mam za to ambitne plany, ponieważ zamierzam oglądać Młodego Sheldona. Wiem, że to może być zaskoczeniem, bo piszę o tym raptem raz dziennie, ale naprawdę się wkręciłam w ten serial. Wieczorem dziadek nie grasuje po Netflixie, więc przychodzi pora na mnie.
Strasznie zmarzłam na spacerze z psem, a to dlatego, że nie mogę dopiąć kurtki taki mi bebzon wywalił i jeszcze go nie zgubiłam. Jestem bardzo zaskoczona, że pomimo tego, że ostatnio naprawdę dużo kroków klepię na dworze w mrozie to choroby mnie całkowicie omijają i poza bolącą stopą [choć też już coraz mniej] czuję się naprawdę dobrze. Mentalnie też chociaż chciałabym, żeby już było dwa tygodnie na przód, żeby mieć 100% pewności, że gość, który kupił auto nie wróci z żadną reklamacją. Niby mam świadomość, że to się nie wydarzy, bo sam sprawdzał auto z góry na dół, ale mimo wszystko jakiś poziom stresu jest. Przeglądałam też dzisiaj OLXa i jest sporo aut na sprzedaż w moim zasięgu, więc może nie będzie tak źle i tym razem nie kupię jakiegoś gówna, które będzie się rozpadać na części pierwsze.
Marzy mi się taki świat, w którym nie będę musiała brać miliona leków, żeby normalnie funkcjonować w dzień i normalnie spać w nocy. Pomimo tego, że od diagnozy dwubiegunówki minęło dużo czasu ja nadal się nie pogodziłam z faktem, że będę na lekach do końca życia. Z drugiej strony dwubiegunówka to ze wszystkich dostępnych chorób przewlekłych dość łagodny wymiar kary, bo mogłam wylosować jakiegoś raka czy inne gówno, więc może wcale nie jest tak źle jak to momentami marudzę? Zajadam pierniczka i idę oglądać Młodego Sheldona.
Do jutra.