Źródło: Pixabay
Dobry wieczór.
Spałam długo. Długo i mocno. Leki robią swoje. Rano oczywiście standardowo obudziły mnie wymioty psa, na szczęście już dość symboliczne w porównaniu z ostatnimi dniami. Poszliśmy na spacer i wszystko jakoś wróciło do normy.
Cały dzień praktycznie przeleżałam w łóżku. Depresja jest bardzo silna i postanowiłam z nią nie walczyć. I tak obiektywnie rzecz ujmując czuję się trochę lepiej, a to zapewne wszystko dzięki zwiększonej dawce antydepresantów. Chwała im za to, że są!
Czekałam dzisiaj na kuriera z moją paczką żywnościową i przed 18 się pojawił. Wtargał mi do góry 20 kg jedzenia. Gdyby wiedział jak się cieszyłam na jego widok to by chłop zwariował. Dało mi to poczucie bezpieczeństwa, że przynajmniej z głodu nie padnę. Jakoś ten miesiąc przebieduję. Będzie dobrze. Musi być.
Pojechałam na miting babski i było fajnie jak zawsze. Co prawda był jeden mężczyzna, ale to nic nie szkodzi, bo naprawdę fajne rzeczy mówił. Wszyscy zachwalają program 12 kroków, a ja po cichu mam nadzieję, że i mnie ten program pomoże. Na razie jestem na sugestiach czyli robienie drobnych rzeczy w kierunku trzeźwienia: rozmowa z innymi alkoholikami, czytanie wielkiej księgi anonimowych alkoholików, ścielenie łóżka, modlitwa. Trochę jednak wybiórczo do tego podchodzę i muszę się bardziej zmobilizować, bo to tylko z samą sobą lecę w kulki, z nikim innym. Muszę też o tym porozmawiać ze sponsorką, że nie za bardzo mi te sugestie wychodzą. Nie przykładam się tak jak powinnam.
Chciałabym powiedzieć, że wszystko ze mną jest dobrze i nie ma co się martwić, ale jeszcze za wcześnie na tak górnolotne słowa. Faktem jednak jest, że dzisiaj na chociaż chwilę udało mi się wstać z kolan. Mam zapas żywności i to mnie cieszy tak, że słów brakuje na opisanie tego stanu. Nie zrozumie chyba tego nikt, kto nie kładł się głodny spać, a mi się to zdarzyło. Taka drobna rzecz mogłoby się wydawać, a tak rzadko ją doceniałam. Trochę mi się zmienia perspektywa na pewne rzeczy. Dużo doświadczam, dużo myślę i analizuję. Czy może być coś gorszego niż strach przed głodem? Przed bezdomnością? Chyba nie. Na szczęście przynajmniej bezdomność mi nie grozi.
Z pracy w KFC chyba nic nie będzie, bo koleżanka milczy cały dzień, nawet pomimo mojego smsa z pytaniem jak tam moja kandydatura. Jest to lekka zadra w sercu, bo nie powiem, ale trochę nadziei sobie narobiłam. Nic to, będę szukać dalej. Może z Żabką wypali, ale tam mam mieszane uczucia choćby ze względu na sprzedaż alkoholu. Ale jak się nie ma co się lubi i tak dalej..
Jest ciężko, ale póki jestem trzeźwa to chociaż mam szansę jakoś sobie radzić i w końcu to widzę. Spadły mi klapki z oczu.
Do jutra.
PS. Dzięki za głosy, to od Was przyjechało 20 kg żarcia.